czwartek, 27 czerwca 2013

Niemoc

                           Czy wy też tak czasem macie, że wszystko wam się rozpada? Przelatuje między palcami? Najpierw posypie się jedna rzecz, jak mały kamuszczyk, zdołacie ją naprawić, ale później jest już tylko lawina głazów, której nie da się pomóc. Wszystko spada i rujnuje to na co tak długo pracowaliście, z czego byliście strasznie dumni i szczęśliwi. A wy nic nie możecie zrobić, tylko patrzycie jak wszystko się rozwala i pozostają gruzy. Wtedy macie dwa wyjścia, albo poddać się i kaplica, wynieść gdzieś indziej,zacząć od nowa, akceptować to takim jakim jest 'bo tak właśnie musiało być', albo nie poddawać się i naprawiać wszystko, konsekwentnie i powoli, aż znowu osiągnie się harmonię i pełnię szczęścia. Co wybieracie?
                         Powiem wam, że ja zbyt często wybieram pierwszą opcję, ba! Ja rzadko kiedy wybieram drugą opcję. Jestem za słaba. Po takiej lawinie nie mam siły na nic, nic mi się nie chce i nic nie robię. Tak jak teraz po serii kilku nieprzyjemnych dla mnie zdarzeń, które zepsuły całe moje szczęście, radość i oczekiwanie na pewne zdarzenie, po prostu leżę. Słucham muzyki, oglądam głupie seriale, albo płaczę. Nie umiem się podnieść. Cały czas w głowie i sercu czuję taki ścisk, jeżeli wiecie o co mi chodzi, jakbym miała zaraz eksplodować z tego żalu. Dla mnie już nic nie ma sensu i nawet nie mam powodów żeby się starać. Mój rozum wie, że powinnam się uspokoić, ogarnać, przecież wiem, że to nie koniec świata i trzeba się pozbierać, a jednak nie umiem, serce nie pozwala. Wokół mnie bałagan, łóżko od kilku dni niepościelone, całymi dniami leżę w piżamie, ba nawet otwieram drzwi listonoszowi w tym stroju, co kiedyś było nie do pomyślenia. Nie jem, nie piję, nie chcę. Jutro zakończenie roku, więc siłą rzeczy muszę się zwlec z łóżka. Ale to tylko chwila, pójdę, odbębnię, po drodze zrobię małe zakupy i zaszyję się w domu.
                         Najgorsze chyba jest to, że nikt mnie nie rozumie. Każdy mówi, że będzie dobrze, że to nic takiego, że wymyślam, że mam wziąć się w garść i nie użalać nad sobą. Jedni pocieszają, inni współczują, jeszcze inni próbują dać agresywnego kopniaka w dupę, abym się podniosła, ale do cholery, czy zależało wam kiedyś tak bardzo na czymś? Na jednej rzeczy? Wasze myśli od paru miesięcy pochłonięte były przygotowaniami do tej rzeczy, planami, w każdej wolnej i niewolnej chwili wasza głowa zaprzątnięta była tylko tym i nagle bum w trzy sekundy wszystko znika. Jak przebita bańka mydlana.  Czuję się jakby ktoś bliski mi umarł, jakbym coś straciła, jakby już nic nigdy nie miało być takie samo. Co jeżeli naprawdę tak będzie?



Na koniec mam dla was piosenkę, która idealnie oddaje mój nastrój.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz