czwartek, 14 listopada 2013

Dzień dobry... kocham Cię...


Przepraszam, nie mogłam się oprzeć, żeby nie wstawić zdjęcie z Hannibala :) 

No właśnie, a co z tą miłością? To już miłość, czy jedynie zauroczenie? 

Kiedyś przeczytałam gdzieś, że zauroczenie trwa cztery miesiące i potem mija. I wiecie co? Właściwie to się z tym zgadzam. Po tym czasie mijają całe motylki w brzuchu, papużki nierozłączki, każdy chce mieć swoje życie, swoich znajomych, przechodzi ten okres fascynacji, że najlepiej być ze sobą 24/7, zaczynamy zauważać błędy drugiej osoby, już nie jest taka idealna. I wtedy właśnie się dowiadujemy, czy to było to, czy chcemy w to brnąć dalej, czy naprawdę coś czujemy do tej drugiej osoby i  czy jesteśmy w stanie akceptować jej wady. 


Mimo mojego młodego wieku powiem wam, że ja zauroczona byłam kilka razy, a zakochana chyba tylko dwa. Po jakimś czasie nauczyłam się rozróżniać to uczucie. Wiecie co jest najlepszym sposobem na to? Czas. Trzeba samemu się przekonać, czy miną te szalone, pełne was wspólne miesiące i stwierdzicie, że to jednak nie to, że nie chcecie już widywać tej osoby, najlepiej spotykać się raz na miesiąc, irytuje was większość rzeczy, które ta osoba robi, a jak macie się do niej przytulić to coś w środku was odrzuca. Tak, wtedy z pewnością to było zauroczenie i lepiej skończyć to wszystko teraz niż brnąć dalej i pogrążać się w oczach drugiej połówki, a jednocześnie udawać przed samą sobą, że jest cudownie. Co jednak, kiedy po tych czterech, pięciu, sześciu, dziesięciu, piętnastu i dwudziestu miesiącach nadal jest fajnie? Może nie spędzacie ze sobą czasu 24/7, ale widujecie się parę razy w tygodniu, mimo, że patrząc na niego nie masz już tych motylków w brzuchu, to i tak czujesz przyjemne ciepło na sercu i wiesz, że nie zamieniłabyś go na nikogo innego, widzisz jego wady, ale stwierdzasz, że każdy je ma i tak naprawdę nie są one takie straszne, czasem się kłócicie, ale mimo wszystko chcecie dla siebie jak najlepiej, czasem Cię zrani, ale Ty wiesz, że jeżeli tylko szczerze przeprosi i zmieni coś w swoim zachowaniu to bez żadnego 'ale' wrócisz do niego znów. Tak, myślę, że wtedy można mówić o miłości.


I pamiętajcie ja nie mówię o toksycznych związkach, kiedy on Cię krzywdzi psychicznie lub fizycznie, a Ty i tak do niego wracasz. Mówię tutaj o tym, że on naprawdę żałuje i się zmieni, bo też nas kocha. Pamiętajcie jeszcze, że miłość nie zawsze jest spełniona i obustronna. Czasami bywa tak, że jedna osoba jest zakochana, a druga nie czuje tego samego. Znacie to? Mimo, że on was nie chce, ma was w dupie, czasami nawet jest wobec was wredny, lub co gorsza zachowuje się jak skurwiel to Wy i tak nie powiecie na niego złego słowa, a jeżeli już tak się zdarzy to same tego żałujecie i karcicie się w myślach, chcecie dla niego jak najlepiej i mimo wszystko jeżeliby szepnął tylko słówko to poleciałybyście do niego jak na skrzydłach. No cóż, ludzki mózg jest skomplikowany. :)


Ale pamiętajcie, jak mówi pewna piosenka Happysadu: "Miłość to nie pluszowy miś, ani kwiaty, to też nie diabeł rogaty. [...] Miłość to żaden film w żadnym kinie, ani róże, ani całusy małe duże, ale miłość, kiedy jedno spada w dół, drugie ciągnie je ku górze..."

Tak pięknie napisane i zaśpiewane, że miłość to nie tylko dobre chwile, to też wsparcie psychiczne, wspólne rozwiązywanie problemów, możliwość wypłakania się na ramieniu, wzajemna pomoc. Miłość powinna być przede wszystkim najlepszą przyjaźnią.




Do zobaczenia niedługo :)

1 komentarz:

  1. Niestety, ale to prawda, znacznie częściej jesteśmy sobą zauroczeni i mylimy to z prawdziwą miłością. Ja zauroczona byłam chyba ze 100 razy, a zakochana ... raz? dwa? ;)

    OdpowiedzUsuń