wtorek, 20 sierpnia 2013

Czego nie lubię w sobie i innych?

Drugi post dzisiaj, ale mam ochotę pogadać do was. Czego nie lubię w sobie i w innych? Czego w ogóle nie lubię w ludziach? Uczuć. Tak, to kiepsko brzmi. Naprawdę strasznie mnie irytuje to, że szybko przywiązuję się do ludzi. Pogadam z kimś parę razy i już za nim tęsknię, odkochuję się strasznie ciężko(ostatnio zajęło mi to dwa lata), strasznie szybko wszystkim się ekscytuję, nawet drobnostkami, jestem kąpana w gorącej wodzie, jak coś sobie wymarzę, albo mi się spodoba to muszę mieć to na już, teraz, natychmiast, a do tego wszystkiego mam zmienne nastroje gorzej niż kobieta w ciąży. Tak, to właśnie to mnie tak irytuje.

Ekscytuję się zwykłym wyjściem na kawę i ciastko z koleżanką, a potem się okazuje, że ona nie może, coś jej wypadło i co? Rozczarowanie. Już, teraz, natychmiast o godzinie 23.00 wymarzyłam sobie fioletowe włosy. Co robię? Z rana idę po farbę i farbuję. Co jest potem? Rozczarowanie i żal. Zabiegam o pewnego przystojniaka, który jako jeden z niewielu procent ludzkości ma coś więcej niż siano w głowie i jasne jest, że on w stosunku do mnie nie czuje tego samego, no bo nie oszukujmy się widać kiedy ktoś się o kogoś stara i kiedy jest zauroczony. Co robię ja? Nadal nie mogę przejść obojętnie i żyję nadzieją, która i tak jest zgubna.  Przełamanie takiego stanu rzeczy zajęło mi dwa lata...serio...Teraz wróciłam z Mielna, rozmawiałam z chłopakiem trzy razy, właściwie to jak za drugim razem go spotkałam to powiedziałam sobie w duchu: 'jak trzeci raz się spotkamy to musi to coś oznaczać.' i co? W dzień mojego wyjazdu spotkałam go i gadaliśmy. A teraz koniec wakacji, każdy do swoich zabaweczek, a oczywiście ja nie mogę przestać o nim myśleć i zaprzątać nim sobie głowy, a jakżeby było inaczej. Do tego naprawdę potrafię siedzieć, oglądać z mamą telewizję i śmiać się w niebo głosy, a za chwilę usiąść na łóżku z tabliczką czekolady i płakać, a po kolejnych pięciu minutach nakrzyczeć na wszystkich dookoła. 


Ja wiem, że to wszystko brzmi jak jedna wielka paranoja, ale to wszystko mnie tak strasznie irytuje, że musiałam się tym z wami podzielić. Staram się to wszystko pohamować, ale co z tego, że staram się o czymś nie myśleć, skoro i tak czuję w sobie jakąś pustkę i nieopisaną i nienakierowaną tęsknotę za nie wiadomo czym. To psuje całe moje szyki. Nie umiem wtedy się uśmiechać, ani uczyć, ani oglądać filmu bo to cholernie rozprasza. Koniec wywodów na dziś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz